sobota, 28 grudnia 2013

Finisz

Dla Was, Kochani moi ;) :* <3
I tak już rok 2013 dobiega końca. I chyba większość z nas w takich chwilach zbiera się do podsumowywania minionego roku. Tego co zrobił, osiągnął co mu zostało do zrobienia, co chce naprawić. I ja mam zamiar podsumować to co było i zrobić sobie listę celów na przyszłe lata. Taką strategię rozwoju. Ale dziwnie to brzmi.
No dobra. Do dzieła!

Ten roku uważam za jedne z lepszych. Ostatnie miesiące pozwoliły mi odnaleźć swoje miejsce w szkole, odnaleźć przyjaciół tych prawdziwych, na dobre i na złe, na których mogę liczyć i pójść na koniec świata.

Poznałam wiele niesamowitych osób, które nie jestem w stanie wymienić. Było ich tak dużo, że bałabym się którąś pominąć. Większość z nich zapadnie na zawsze w mojej pamięci i sercu :)

A z wydarzeń czego nie zapomnę?

Powrotu z Sylwestra, wgl samego Sylwestra (tak pamiętam sylwestra i całą imprezę), wyjazdu na Ukrainę, Filipin <3, długich rozmów przez telefon z siostrą, Walentynek, 18 -nastki Moni, obozu, moich kochanych dzieci, wietrzeń szaf, wiadomości od p. B., "polskiej mielonki", lotu samolotami, Dubaju, 'mola', myszki, moich urodzin, wegetarian i wegan których pozdrawiam i nigdy więcej!, SDiM, MRM, gaszenia jednej osoby, przemyśleń mojej klasy, MSWD, sesji, Ukrainy, urodzin Pauli, domku nr 4, maturalnych <3, miny Pani Profesor <3 i wielu innych rzeczy.

Przed chwilą przeczytałam, cele na poprzedni rok i dochodzę do wniosku, że sporo z nich się udało :) I to nie świadomie! To jest piękne! :) a nawet i więcej :) Choć sporo jeszcze przede mną i to te najważniejsze rzeczy ;)

Cele?

Być szczęśliwą, realizować swoje pasje, trzymać się idei, iść do przodu, nie biec, nie stać po prostu iść swoim tempem, walczyć do końca, spełniać marzenia i zrobić jeszcze więcej dla innych, bo to ciągle za mało. To tak ogólnie, a szczegółowo to mam zamiar spotkać się z moimi przyjaciółmi, napisać projekt, przygotowywać się do
matury, wygrać Olimpiadę Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym i udowodnić kilku osobom, że chcieć to móc ;)

I dalej robić to co robię i nawet jeszcze więcej. I może w końcu na 100% będę pewna jakie studia wybrać za rok i to jeden kierunek a nie 3. Na szczęście wszystkie humanistyczne :) więc za dużej rewolucji by nie było :)

To chyba tyle :) Do napisania!

środa, 25 grudnia 2013

Ten szczególny dzień się budzi...

Już jest!
25 grudnia 2013 r. Święta Narodzenia Pańskiego, inne niż zwykle.
Każde święta oś niosą, są inne. Każde wyjątkowe w swoim rodzaju i takie piękne.
To jest coś niesamowitego, ten czas jest chyba jedyny w roku kiedy wszyscy zwalniamy, odpoczywamy, siadamy z rodziną przy jednym stole i nigdzie się nam nie spieszy. To jest coś pięknego. A tym piękniejsze jak my się do nich nastawiamy.
Dla mnie te święta są inne niż zwykle, jakieś spokojne i radosne. Całkiem inne. Trudno mi to nawet opisać ale są piękne. Chrystus na nowo się we mnie narodził, w sercu mam pokój a jedyne co pragnę to spędzić ten czas z bliskimi mi osobami. Części z nich nie ma już przy mnie albo są ze swoimi rodzinami. Ale i tak czuję ich obecność i jest całkiem inaczej niż zwykle.
Jest pięknie! :) 

Wszystkim Wam czytającym tego bloga życzę wesołych, spokojnych, zdrowych i jakich tylko chcecie świąt Narodzenia Pańskiego!!!


Światło z Betlejem nową światu da nadzieję!

sobota, 23 listopada 2013

zaskakujące

Często jak tu zaglądam i patrzę na statystyki to jestem mile zaskoczona tym co widzę i tym, że ciągle tu zaglądacie. Nie wiem czy tak często sprawdzacie czy coś nowego napisałam ale jestem w szoku. Piszę raz na jakiś czas a tu dziennie średnio potrafi być około 20 wejść. Dziękuję :) cóż więcej mam powiedzieć.

sobota, 9 listopada 2013

Chyba już moją tradycją będzie przepraszanie Was za to, że nie pisze. Więc, aby te słowa dalej miały jakiś sens w moich słowach, już Was za to nie przepraszam, lecz uświadamiam, że tak będę pisac, bo nie mam najzwyczajniej w świecie czasu na nic...


Jak już kiedyś pisałam (nawet nie wiem czy nie w ostatnim poście, bo dawno nic nie pisałam) mówiłam Wam o moim wyjeździe na Filipiny. A dokładnie na Boholu. A właściwie nie wam tylko czytelnikom z blogu "Moje myśli nieuczesane...  I poniżej prezentuje kilka fotek z tego rajskiego miejsca podczas mego pobytu:







Tak to wyglądało ponad 6 miesięcy temu, tak je zapamiętam i miałam nadzieję, że takie pozostaną. A teraz? Nie wiem czy widzieliście zdjęcia tych rzeczy sprzed 1 miesiąca. Jeśli nie prezentuje je niżej.






Czekoladowe wzgórza główny ośrodek turystyczny Boholu, tak teraz wyglądają... 
:(



Byłam a w sumie dalej jestem w szoku... Pamiętam ile trudu wkładali, żeby do tego dojść i mieć jakiś zysk, żeby mogli zarobić na turystyce. Niektórzy nie mieli domu... Dla mnie to wszystko było szokiem, bieda, duża bieda ale zaradność mieszkańców i to jakim są społeczeństwem obywatelskim. Jak potrafią razem działać, żeby coś osiągnąć a teraz po trzęsieniu ziemi wszystko legło w gruzach. Pomimo, że Bohol jest uznawanym za jeden z najbezpieczniejszych miejsc na Filipinach... A teraz boję się pomyśleć jak wyglądają po tajfunie tej wielkości: 


Brak prądu, łączności ze światem, zdani na siebie, nie chce wiedzieć jak tam to wygląda... Pozostaje współczuć, modlić się i pomóc tyle ile mogę...

Jeśli chcecie pomóc - dajcie znać! :)

wtorek, 10 września 2013

Nowy rok szkolny...

I się zaczęło. Już pierwsza kartkówka za mną, ale na szczęście poszła całkiem dobrze :) I wiem jedno na 100% nie pójdę na socjologię, bo jest dla mnie dość dziwna i wgl. Nie podoba mi się...
A oprócz kartkówki z wos-u to zaczynam a właściwie zaczęłam cały cykl sprawdzianów i kartkówek...
Masakra mam nadzieję, że to przeżyję.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Filipiny party II

Hej, hej!

Jak sami widzicie strasznie trudno mi pisać, teraz mam chwilę wolnego i postaram się napisać trochę do Was. Cieszę się, że ciągle tu zaglądacie i czytacie te moje wypociny. Ten licznik choć trochę mnie motywuje jak patrzę ile Was wchodzi i sprawca co się dzieje. Niebawem dodam zdjęcia do poprzedniego postu i od razu do tego :) Pewnie chcecie wiedzieć co mi zajęło tyle czasu. Powiem wam, że między innymi pisanie bloga pod tym linkiem: http://blogiceo.nq.pl/historianaszegolokalnegospoleczenstwa/ serdecznie Was tam zapraszam choć skończyliśmy już projekt i raczej nie będzie kolejnych postów. Tak to już jest :) A później wyjazdy wakacyjne o których później :)

A więc ciąg dalszy przygody życia.

Po tym jak dobiliśmy do portu czekała nas przesiadka i dalsza podróż ale tylko to tylko 1,5 godzinki, bo jechaliśmy a właściwie płynęliśmy szybkim promem. W przesiadce pomógł nam Owen. Patrząc na Cebu nie było tak źle, już się zdążyliśmy w jakiś sposób przyzwyczaić do tamtejszego życia. Do tego jak ludzie mieszkają i śpią. I oczywiście do temperatury i spojrzeń na nas :) W porcie w Tagbilaranie czekała na nas kierowca, który zawiózł nas do hotelu, w którym mieliśmy zakwaterowanie. Jak się okazało dzieliłam pokój z Chinką i Dunką a jak się później okazało Libanką. Co było ciekawe w skład reprezentacji Dani wchodzili: Brytyjczyk, Libanka, Włoszka, Argentynka, Portugalczyk i Brazylijka, nieźle co nie? Sami obcokrajowcy, można i tak :) Ale Lou była bardzo miła i sympatyczna ;) Tego samego dnia już pływaliśmy w naszym basenie przy hotelu, co było cudowne i poznaliśmy mega wolontariuszy z Polski, którzy spędzają tam rok. I tu mała reklama ich strony ( www.nafilipinach.blogspot.com ) ;) ale na serio warto poczytać, bardzo ale to bardzo polecam, ludzie mega pozytywni i otwarci. A i przy okazji z tego miejsca pozdrawiam Martę, Felka i Mateusza :) Na blogu dzielą się swoimi przeżyciami z bycia tam i tak naprawdę co ja zobaczyłam to może 1% tego co oni tam zobaczyli i przeżyli.

Więc nie będę się rozpisywać tym bardziej, że jeślibym to zrobiła to chyba bym szybko nie skończyła.
Mieliśmy tam wiele przygód i zabawnych sytuacji czy to wynikających z różnic kulturowych czy z innych rzeczy. Nigdy nie zapomnę tego jak polubiły mnie tamtejsze zwierzątka, myszka o której wcześniej wspominałam i ostatniego dnia kiedy snorkowaliśmy pewien wężyk morski podpłynął do nas i dotknął Can oraz podobno mnie choć tego nie czułam.

Ale i tak najlepsze było poznanie tych ludzi, nawiązanie kontaktów a nawet przyjaźni. Z niektórymi osobami mam do teraz kontakt, szczególnie zaprzyjaźniłam się z jedną.

I to tak w skrócie byłoby na tyle. Jeśli chcecie się więcej dowiedzieć to piszcie, dzwońcie co tam chcecie.

Do napisania!

czwartek, 6 czerwca 2013

Na Filipinach z Semper Avanti! :)

Hej!
Na początku bardzo baardzo ale to bardzo Was przepraszam, że nie pisałam ale tak trudno ostatnio mi znaleźć czas na pisanie :( Mam zamiar się poprawić! A więc...

Chciałabym się z Wami podzielić przygodą mojego życia :-) Którą przeżyłam dzięki Semper Avanti.
A więc od 8 do 25 marca byłam na Filipinach. Tak, w tym ciepłym kraju leżącym w Azji.

Dlaczego tam byłam?
W tych dniach stowarzyszenie z Wrocławia, Semper Avanti, organizowało międzynarodowy projekt pt. „Lokalizacja krajowej polityki młodzieżowej –Młodzieżowa Konwergencja na rzecz Przedsiębiorczości, Zatrudnienia i Edukacji”. Brało w nim udział 6 osób z 7 krajów (Polska, Dania, Bułgaria, Norwegia, Chiny, Wietnam i Filipiny). Szkolenie te głównie było przeznaczone dla młodych radnych, nasz kraj reprezentowało sześcioro młodych radnych z Dolnego Śląska. Odbywał się on w Tagbilaranie na wyspie Bohol na Filipinach. Projekt został zainspirowany działaniami polityki młodzieżowej funkcjonującej na Filipinach od lat 70., a wizyta studyjna służyła przede wszystkim poznaniu jej w praktyce. Projekt służył wymianie dobrych praktyk między zaangażowanymi politykami, młodzieżą, a w dalszej perspektywie ich społecznościami lokalnymi na obszarze bezrobocia i aktywizowania młodzieży w poszczególnych krajach. Służył także poszerzeniu wiedzy, zdobyciu nowych umiejętności, a także zmianie postaw młodzieży w Polsce.
Tak wyglądała moja podróż :) Po kolei punkt A to moje miasto czyli Oborniki Śląskie, B - Praga, C - Dubaj, D - Manila, E- Cebu i F - Tagbilaran. Daleko co nie?
Na projekt wyruszyliśmy w porannych godzinach w składzie: Paulina Dytko i Patryk Andrzejewski (MRM Żmigród), Agnieszka Wrzesińska (MRM Oborniki Śląskie), Karolina Kozakiewicz (MRM Jaworzyna Śląska), Mateusz Michalak i Jakub Błaszczyk (MRM Żarów). Oraz dwoje prowadzących i organizatorów tego całego projektu: p. Paulina Bilska – Marek i p. Marcin Skocz. I tak rozpoczęła się dla nas - młodych radnych podróż życia. Najpierw podróż zaczęliśmy od przejazdu busem na lotnisko w Pradze skąd mieliśmy pierwszy lot.

Dla wielu z nas był to pierwszy lot w życiu więc emocje sięgały zenitu Lot z Pragi do Dubaju trwał około 7 godzin po czym mieliśmy chwilę przerwy w Dubaju gdzie czas przeznaczyliśmy na zobaczenie choć trochę tego ogromnego lotniska. A później kolejny lot do Manili.

Do stolicy Filipin dotarliśmy popołudniu lokalnego czasu czyli rankiem naszego czasu. Z lotniska odebrała nas Maylin. Wspólnie pojechaliśmy do schroniska młodzieżowego gdzie nocowaliśmy, aby na drugi dzień ruszyć w dalszą podróż.

Pierwsze co nas zdziwiło kiedy wyszliśmy z samolotu było to lotnisko. Było ono nie za duże jak na lotnisko o charakterze międzynarodowym. Miałam wyobrażenie, że będzie dużo większe i nowocześniejsze, całkiem inaczej sobie to wyobrażałam.

Po wyjściu z lotniska i odszukaniu Maylin wsiedliśmy do vana i ruszyliśmy ulicami Manili gdzie coraz to nowsze rzeczy nas zaskakiwały. Komunikacja w ich kraju jest bardzo chaotyczna. Podejrzewam, że mało który europejczyk odważyłby się podróżować samodzielnie samochodem czy innym pojazdem po ich drogach. Nie wiem czy u nich istnieje coś takiego jak nasza potocznie zwana drogówka. Podczas dwutygodniowego pobytu tam nie spotkałam, żadnego policjanta. Przynajmniej jakoś tego sobie nie przypominam. Podstawową wyposażeniem pojazdu na tamtejszej drodze jest klakson i informowanie nim innych, że np. wyprzedzam. Korki są tam jeszcze większe niż u nas. To co widzimy na naszych drogach to jest pikuś. I uwierzcie mi naprawdę nie mamy jakoś najgorszych dróg. Główne drogi mają raczej bez dziur w dobrym stanie natomiast boczne niekoniecznie, przeważnie dziurawe o ile są asfaltowe bądź utwardzone.

W Manili po raz pierwszy dostrzegłam ogromy kontrast pomiędzy bieda a ubóstwem. Było to mocno widoczne. Na każdym kroku można było spotkać ludzi żebrzących bądź mieszkający na ulicy. Najbardziej przerażające było to iż były to w większości rodzice z dziećmi. Kawałki tektury czy większego metalu oparty o ścianę lub dom w stanie surowym, kawałek metalu zamiast drzwi i jus mamy "dom". Przerażające, co nie?

A teraz wyobraź sobie: ulica taka normalna długa wzdłuż niej domy i sklepy np. Legnicka we Wrocławiu czy Marszałkowska w Warszawie czy jakaś inna ulica. Przy niej duży oszklony budynek, taka nie za wielka ale duża galeria handlowa i w niej rożne sklepy np. McDonald. Widzisz to? A teraz patrzysz dokładnie na te domy i widzisz, że to nie są takie same domy jak w Polsce a inne. Niby podobne a jednak inne, widzicie tylko mury bez okien i drzwi a na parterze już mieszka jakaś rodzina. Przyglądacie się bardziej i widzicie różne dziwne chatki zaraz przy chodniku a w nich ktoś mieszka! Patrzycie dalej po drugiej stronie ulicy przy plocie na tamtejszym chodniku kartony a na nich coś leży, poruszyło się! To nie coś a ktoś nawet więcej ktosi! To ludzie, którzy śpią! Tak miej więcej to wygląda w nie których miejscach. Oczywiście wszędzie swoisty zapach, trudny do opisania i opowiedzenia. To trzeba zobaczyć na własne oczy zęby poczuć i zrozumieć  Zdaję sobie sprawę ze to dopiero zalążek slamsu i problemów ludzi trzeciego świata. Przeraża?

Teraz pomyśl i doceń to co masz a nie znów narzekaj.

Po dojechaniu do schroniska pada pytanie czy idziemy teraz na spacer czy prysznic? Wszyscy jednogłośnie stwierdzamy, że chcemy się odświeżyć  I za 45 min idziemy coś przekąsić.
Wchodzę do pokoju który dziele z 3 innymi osobami. Oczywiście same kobiety :-) Pokój nie za wielki ze starą klimatyzacją, wiatrakiem, tv, stołem i oczywiście 4 łóżkami. Wchodzimy szybkie ogarniecie siei już gotowe na kolacje. To gdzie idziemy? Coś lokalnego czy mcdonald? Wybieramy maka 10 minut spacerkiem i jesteśmy. Wchodzimy. Patrzymy na menu i szok... w zestawach zamiast frytek. Ryż! Kolejne zaskoczenie,  spaghetti i porcje są mniejsze niż u nas. Dobra znalazłam coś dla siebie bez ryżu, zamawiam czekam po czym zjadam z apetytem. Powrót do schroniska i moja pierwsza ciepła noc tego roku w tym ciepłym kraju. A rano bo już o 5 wyjazd na prom wiec pobudka minimum 30 min wcześniej ogarnąć się i wszystko spakować, wyjść i sprawdzić czy w pokoju coś nie zostało, wszystko ok, pakujemy się  do wana i w drogę!
Po 15 minutach dojeżdżamy do portu wszystko rozświetla jedynie światło latarni ulicznych. Znajdujemy odpowiednie miejsce przy którym odprawiamy się na prom. I kolejne prześwietlenia bagaży i nas. Przechodzę przez bramki odbieram bagaż ale jedna pani każe wszystkie bagaże ustawić w jednej linii. Po czym widzimy jak pies przechodzi kolo nich. Obwąchuje je i nagle myśl czy podejdzie do bagażu kolegi gdzie są kabanosy... jednak nie, wszystko ok. Dostajemy bagaże i czekamy na możliwóść wejścia na prom im. bł. Jana Pawła II.

Po jakimś czasie ludzie zaczynają wstawać; zaczęto wpuszczać na prom! Idziemy bilet sprawdzony i ku naszym oczom ukazuje się wielki statek na który wsiadamy ale najpierw z ciężka walizka trzeba pokonać spora ilość schodów. Jednak nie, nie muszę ich sama dźwigać wzdłuż schodów sznureczkiem ustawia się obsługa promu, sami panowie i podają sobie moja walizkę  Jestem im ogromnie wdzięczna za pomoc i teraz czas szukać kajuty. Okazuje się ze nasza osiom osobowa grupka jest w kilku kajutach a największy problem jest taki, ze ja i Karola nie jesteśmy pełnoletnie i p. Paulina chce żebyśmy były razem w pokoju (wcale się jej nie dziwie) po rozmowach odbywanych przez szefostwo udało się załatwić, że jesteśmy wszyscy w jednej kajucie liczącej akurat 8 łózek  W trakcie tych rozmów szefostwa z obsługą, nasza 6 była tak zmęczona, że wszyscy zasnęliśmy  Obudziliśmy się dopiero po wyruszeniu z portu czyli jakieś 2-3 h snu :) I szok jak zobaczyliśmy panoramę Manili a mianowicie sporo wieżowców. I pierwsza myśl  przecież wczoraj wyglądała ona całkiem inaczej... Ten ogromnie widoczny kontrast pomiędzy bogactwem a ubóstwem, widać na każdym kroku w stolicy Filipin, trudno jest to sobie wyobrazić. Można próbować porównać to z Warszawa a najbiedniejszą wioską i teraz scalić to w jedno. Ale to i tak nie odzwierciedli tamtego kontrastu. Oczywiście to nie tylko na Filipinach ale i w innych krajach
Po jednej z przechadzek kiedy wróciliśmy do kajuty nasze szefostwo zapytało nas czy jadąc tu myśleliśmy o zobaczeniu lokalnej zwierzyny, na co stanowczo odpowiedzieliśmy twierdząco. Jak się okazało dzieliliśmy kajutę z mała myszka. 

Po 24 godzinach rejsu zaczęliśmy dobijać do portu. 
A co dalej to już nie długo napisze :)

poniedziałek, 4 marca 2013

Różnie to w życiu bywa...

Gdzieś od 2 godzin jak nie więcej chodziłam jak kłębek nerwów i złości. To przez SMS którego odczytałam pod koniec rozmowy z moja ukochana przyjaciółka. Nawet nie wiedziałam, ze tak łatwo mnie wyprowadzić z równowagi... Masakra to nie dobrze trzeba będzie nad tym popracować. A przestałam się denerwować po rozmowie z Monią, która jak zawsze była zabójczo szczera ale mi pomogła. Jak dobrze ze na nią mogę zawsze liczyć od 17 lat :) Każdemu życzę mieć takie osoby przy sobie. A co do dzisiejszego dnia to jest jak zwykle pod dyktando wylotu na Filipiny. Ale nie mogę pominąć pięknego i wzruszającego maila od mojej przyjaciółki, z która później chwile rozmawiałam :) Ja to mam wspaniałych przyjaciół :) Dziękuje wam za to!

A wracając do szkolenia to wylatuje już w piątek o 15 z Pragi takie mam na chwile obecna informacje. A o podróży i o tym wszystkim już tyle słyszałam, ze głowa mała. Podobno najważniejsze to myśleć optymistycznie i jakoś to będzie. A ja się stresuje jak nie wiem. Jeszcze te zeszłotygodniowe przeziębienie a teraz alergia... To jest moje szczęście. Ale cóż tak czasem bywa, że ze zdrowiem nie jest po naszej myśli. Ale jakoś to będzie. Jutro może coś jeszcze napisze, chyba, ze będę pochłonięta pakowaniem. To na tyle.

niedziela, 3 marca 2013

Trafiony zatopiony!

A więc zagadliscie :) wybieram sie na Filipiny. Gratuluje! A zastanawiałam sie czy odpowiedz padnie ;)

A więc tak, lecę do tego egzotycznego kraju. I bedzie 2 tyg plaża, ocean, słońce, palmy... A u was zimno, mokro i kto wie czy znow nie spadnie snieg : P Ach, tak wiem jestem wredna :P ale podobno złośliwość to wyraz inteligencji xD co nie Klaudia? I znikne na 2 tyg.
Teraz można zapytać dlaczego tam bede?
A więc dostałam zaproszenia na międzynarodowe szkolenie dla młodziezy i znalazłam sie wsród 6 szczęśliwców z Polski. Bedą jeszcze Norwegowie, Wietnamczycy, Bułgarzy, Chińczycy, Filipinczycy i jeśli dobrze pamietam to Duńczycy :) Także trochę nas tam bedzie. A to wszystko dzięki mojej kochanej p. Bożence :) za co jestem jej ogromnie wdzięczna :) trafiłam w dobre ręce. Więc czeka mnie tez tam ciężka praca, ale odpoczne, zaczepne oddechu i dam radę. Pózniej trzeba bedzie przygotować medialne wydarzenie, ale z p. Bożenką dam radę! ;) A pózniej wygospodarować wolny czas na Poznań i Łódź, bo do Wa-wy mam zamiar wpaść 1 czerwca :D Ale, żeby i to sie udało czeka nas ( mnie i Pawła) sporo pracy :) A juz jutro postaram sie napisać, wiecej o mojej przygodzie :) Do napisania!

środa, 20 lutego 2013

To gdzie?

Dobra postanowiłam, że dopóki ktoś nie napisze karaju do którego sie wybieram nie będę pisać realcji : P A więc dam wam podpowiedź jest to piękny, ciepły kraj i zdjęcie z tego kraju a nawet wyspy na której będę :) Czekam na poprawne odpowiedzi! :)
A! I te pagórki/ wzgórza zawdzięczają swą nazwę pysznemu brazawemu słodkiemu przysmakowi :) ciekawa jestem kto zgadnie? :)

wtorek, 19 lutego 2013

Moja wielka przygoda :)

Na początku przepraszam Was, że dawno nie pisałam i ten post miałam dodać wczoraj, wyszło dzisiaj przepraszam. Mam nadzieje, ze mi wybaczcie ;) ale ostatnio tyle sie u mnie dzieje, ze szok! Sami sie bedziecie zaraz dowiaduwać. A i przepraszam za wszystkie błędy ale pisze na telefonie, ktory wrócił do mnie z naprawy od przyszłego kuzyna. Miłego czytania! :)

Jak pewnie wiecie, albo jeszcze nie moje życie jest dość inne niz przeciętnego nastolatka. Dopiero nie dawno to docenilam i jestem w szoku jaki ten rok i ogólnie ostatnie lata są niesamowite. A to wszystko dzięki osobom z którymi współpracuje i są moimi koordynatorami, przelozonymi jak zwal tak zwal. Oczywiście nie można w tym pominąć rodziców i całej rodziny.

Ostatnie 5 dni było niesamowitych i wspaniałych. Nawet nie wiedziałam, ze na kursie można tak sie fenomenalnie bawić i czerpać z tego wszystkiego taka radość i energię. Cieszę sie, że byłam współorganizatorem tego przedsięwzięcia.

Wogole jestem w szoku w związku z moim zagranicznym wyjazdem na 2 tyg w marcu. Na razie wiecej szczegółów wam nie zdradzę. A wcześniej nie mówiłam, bo nie chciałam zapeszyć. Dzisiaj rozmawiając z moja nauczycielka od angielskiego o tym wyjeździe stwierdziła, ze powinnam zacząć pisać bloga na ten temat i tego wszystkiego, więc pójdę za jej rada. I tutaj przez najbliższy czas bede opisywać swoje przeżycia związane z wyjazdem. Nie wiem czy tam bede miała internet ale w miarę możliwości bede pisać na bieżąco. :) p. Magda stwierdziła, ze ten mój wyjazd to niesamowia przygoda. Ale patrząc ogólenie na moje życie to to jest jedna wielka niesamowita przygoda. I tak nie mam tylko ja ale wszyscy. Tylko trzeba to dostrzec i docenić.
Największym zaskoczeniem z mojej wielkiej przygody dla mnie jest moja przyjaźń z pewna osoba, która poznałam pod koniec zeszłych wakacji. Nie wiem czy jak to kochana czytasz czy wiesz czy to o Tobie :P w każdym razie w życiu nie powiedziałabym, że w ciagu tygodnia tak sie można z kimś zżyć. I ze kontakt otrzymujemy do dzisiaj. To jest po prostu coś cudownego. Ale ja mogę godzinami wymieniać rożnych wątków z mojego życia.

W kolejnym poście postaram sie was wprowadzić w szczegóły wyjazdu :) do napisania! A kto wie gdzie jadę lub sie domyśla niech komentuje! :)

niedziela, 10 lutego 2013

koniec

Jej. I za około 10 godzin będę już w szkole... Ta myśl mnie przeraża i nie chce mi się jak nigdy w życiu. Ale chyba jakoś się nie stresuje i nie denerwuje. Dobra skończmy z tym koszmarem. Nie wiem co pisać, bo myśli totalnie biegną w jednym kierunku i nie to nie szkoła. Tylko to co było i nie wyszło. Cóż takie życie. Ale co się odwlecze to nie uciecze jak to mi dzisiaj przypomniała przyjaciółka.


Szczęście jest tak bardzo blisko... :)

Bo najlepsze rzeczy dzieją się z przypadku :)



Paula pamiętasz te wszystkie wakacje na Kolonii?
Widawa, koty, jeżdżenie na przyczepie i wiele innych?
Albo polna i na ogródku, chowany, basen, huśtawki?
Jej można wymieniać i wymieniać :)


Dzisiaj to nasuwają mi się dwie miejscowości Rzgów u Kasi :)
i Dubrownik :)

Nie tylko dzieci odpowiadają uśmiechem :)





:)


taa...






A w podróży można spotkać wspaniałych ludzi

Z dedykacją dla P & M tak was widzę za 10 lat :P





sobota, 9 lutego 2013

to już jest koniec

I praktycznie już po feriach. Zleciały dwa tygodnie nawet nie wiadomo kiedy. I tak się nie chce nigdzie wracać i czekać na kolejne wolne. Cóż taki los. Teraz uciekam pisać konspekt. Na który nie mam totalnie pomysłu. Więc jeśli możecie poratujcie mnie jakąś inspiracją pomysłem. Temat zajęć to: "Szyfry harcerskie- nowe i ciekawe pomysły". Z góry dziękuje. Mam nadzieje, że ta pustka zaraz przejdzie...

piątek, 8 lutego 2013

"Jesteś tak blisko a tak daleko"

Czasem mam takie dni kiedy jedyną moją myślą jest sie schowć i nie wychodzic tak dlugo az sie wszystko we mnie uspokoi. Kiedy poukladam swoje mysli. Kiedy znow zobacze ze jestes blisko mnie i moge na Ciebie liczyc. Kiedy przejda mi lzy i znow bede sie usmiechac nawet kiedy slonca brak. Kiedy znów przypomne sobie nasze wspolne chwile. Kiedy to zycie bylo piekne i nie myslalam o przyszlosci. Tylko cieszylam sie z terazniejszosci. I pomyslec, ze to juz 5 lat a dla mnie to wciaz jakby to bylo wczoraj. Sa i tego dobre strony juz nie cierpisz jestes w najlepszym miejscu do jakiego wszyscy zmierzamy. I juz na zawsze jestes szczesliwy ze swa ukochana. Brakuje mi Was ale taka kolej rzeczy. Ja tu Wy tam. Kiedys sie spotkamy. Jednak mam nadzirje, ze toszyko nie nadejdzie. Kocham Was!


PS
Przeptaszam za wszystkie bledy pisze z tableta.

środa, 6 lutego 2013

nie wierzę...

Ostatnio u mnie dzieje się naprawdę wiele różnych rzeczy. A dzisiejsza wiadomość jaką dostałam totalnie mnie zaskoczyła i w życiu bym się jej nie spodziewała.

Może zacznę od początku w skrócie :) Bo to dość długa historia.

W 2011 gdzieś w kwietniu dodałam na fb zdjęcie autografu Joanny Kluzik - Rostkowskiej, który dostałam w grudniu 2010 w Wa-wie. I przez ten cały czas nikt jakoś szczególnie nie zwracał uwagi. Do wczoraj kiedy to moja koleżanka z podstawówki po zdjęciem, które zatytułowałam "Mój ulubiony autograf" spytała czyj. Odpowiedziałam szczerze, że Kluzik - Rostkowskiej. Później inne komentarze. Moja myśl po komentarzu K, że jest na mnie zła. Bo po zdarzeniach z czerwca 2011 ja i K. mamy pewien żal do Kluzik. Cóż ta polityka... Tam czasem trzeba pozbyć się uczuć. W każdym razie oznaczyłam p. Joannę w komentarzu i dzisiaj dostałam od niej wiadomość z pytaniem czy u mnie na zdjęciach był jej autograf, bo coś jej mignęło i nie może znaleźć. Jak to zobaczyłam byłam naprawdę w szoku. Zdarzało mi się z nią czatować na fb ale to przeważnie ja zaczynałam pisanie a dzisiaj ona. Jej aż brak mi słów...

za 30 lat...

Ciekawe co osiągnę za 30 lat? Kim będę? Czy jeszcze będę? Czy świat będzie istniał?
Siedząc z Monią w sobotę i wyszywając zastanawiałyśmy się co będzie za te 30 lat? Wiem tyle, że za 30 lat 3 grudnia skończę 47 lat w takim wieku moja babcia została babcią :) No w sumie to jeszcze nie miała 47 brakowało jej lekko ponad miesiąc. Ale tak czy siak, Monia z uśmiechem zadała pytanie "Ciekawe, której z nas będą więcej robić zdjęć?" po czym sama odpowiedziała "Pewnie Tobie, przecież w końcu będziesz jednym z tych ministrów!". Jak ja ją kocham i to jak we mnie wierzy i wspiera.
To jest dziwne, że ja sama do końca nie wiem kim chcę być, ostatnio mam totalną mieszankę... W końcu obojętnie gdzie pójdę i tak wyląduje na TiR-ze razem z Monią, co nie? Takie nasze ostatnie ustalenia, tylko jestem ciekawa który to będzie mój i jej kierunek?
Czy najpierw wylądujemy na TiR-ze a później teologia, prawo, matematyka, film? Nie wiem, chyba to jedyna poprawna odpowiedź. Czasem chciałabym znać co będzie za te kilka lat. Ale czy to ma sens? Cyba lepiej nie wiedzieć i cieszyć się z tego co się przydarzy :) Bo najlepsze rzeczy dzieją się z przypadku. Mnie masę rzeczy przytrafiło się z przypadku :) I te rzeczy dają największej radości, bo się ich nie spodziewamy, nie planujemy a później nie jesteśmy smutni jak nie wychodzą. Przypadkiem poszłam do gimnazjum w Trzebnicy, przypadkiem zaczęłam chodzić na ZHP i SKW, przypadkiem pojechałam do Chorwacji, przypadkiem poznałam tam wspaniałą osobę i tak mogę w nieskończoność wymieniać rzeczy, które zdarzyły się przypadkiem a teraz rozpędzają moje życie czy są dla mnie ważne. Kto wie może przypadkiem poznam tego jedynego, i przypadkiem wybiorę studia :) Co ma być to będzie i tyle.
Moniu pamiętasz, Skrzyczne? Mokasyny, Sylwek,
Kubuś Puchatek i wiele innych?
Dubrownik i wspaniałe chwile z Kasią ;)
pamiętasz ten spacer? :>



"Wymagajcie od siebie choćby inni  od was nie wymagali."
Jan Paweł II

poniedziałek, 4 lutego 2013

dzień jak codzień

I tak oto wczoraj minął pierwszy tydzień ferii. Wyszło na to, że tradycyjnie ferie spędzam w domu i błąkam się po okolicy. Choć plany na nie były różne począwszy od wyjazdu za granice skończywszy na kursie. I nic nie wypaliło, a plany były do czasu piękne. Cóż czasem tak bywa. Może to i lepiej? Poukładam sobie wszystko. Są i tego dobre strony ;) Na przykład to, że zamknęłam nareszcie Samarytankę :) rozpisałam HO, byłam na warsztatach nocnych, szkoleniu, napisałam pracę na konkurs i wiele innych rzeczy. Ale chciałoby się wyjechać i odetchnąć od szarej codzienności. Zaczerpnąć świeżego powietrza i wrócić pełną życia i energii. I takie miały być ferie wyjazd do przyjaciółki odetchnąć i nici, siła wyższa zwana inaczej mamą, zablokowała i nie pozwoliła. Argument nie znam jej. I  co z tego, że ja ją znam i moi dziadkowie, nie kminię jej... Powiedziała, że gdyby Lenka mnie zaprosiła to by mi pozwoliła, a z Leną nie mam kontaktu od jakiś 5 lat albo i dłużej. Pewnie gdybyśmy się zobaczyły to byśmy się nie poznały.

Cóż teraz czekać na jakiś wolny weekend i spędzić go z kochaną siostrą w Poznaniu, mam nadzieję, że nadejdzie jak najszybciej! :D Tym razem argument, że jej nie znam nie zadziała, a nawet to do Poznania można pojechać kilka godzin w końcu z Obornik mam 9 bezpośrednich :) A propo pociągów z Obornik, które sprawdzałam i mnie rozwaliły czasowo to np. do Łodzi pociąg z 2 przesiadkami jedzie 12 godzin a do Warszawy z jedną przesiadką 10 godzin. Całkiem nieźle xD PKP - Poczekaj Kiedyś Przyjedzie.

A na razie pozostały plany, marzenia, cele i ciężka praca. I odliczanie czasu do kolejnego wolnego :)

Ostatnio zastanawia mnie, kto czyta te wszystkie moje wypociny, myśli, słowa oprócz Pauliny i Moni o których wiem. Możecie zostawić po sobie jakiś ślad oprócz przesunięcia licznika wejść o kolejną osobę. Z góry dzięki :)


Kto jedzie tam ze mną? : >




"Zauważyłem, że wszyscy którzy są za aborcją, zdążyli się już urodzić."

Ronald  Reagan


środa, 30 stycznia 2013

paradoks

Dziwi mnie fakt, że najczęściej człowiek chce zabić osoby mu najbliższe, które go denerwują, po mimo tego, że i tak się kochają. Jak to jest, że mieszka się np. z mamą od 17 lat i czasem jak coś powie to chodzi się nabuzowanym i wściekłym na nią jak nie wiadomo co a gdyby jej nie było to człowiekowi byłoby smutno i bardzo by jej brakowało. Pamiętam pewien Pan, który dużo przebywa z młodzieżą i mówi o rodzinie itp, itd,  został zapytany czy nie miał ochoty się kiedyś rozwieść ze swoją żoną. Na co odpowiedział, że rozwieść nigdy ale zabić owszem i to wiele razy.
Nieźle, co nie? Facet z żoną jest ponad 30 lat i rozwieść nigdy nie chciał a zamordować tak. To pokazuje jakie uczucia potrafią wywołać u nas nasi bliscy. Potrafią nieziemsko denerwować człowieka ale i tak ich kochamy najbardziej na świecie. Potrafią nas ranić tak jak inni nie potrafią. A kiedy nas ranią nie potrafimy im przebaczyć. Może inaczej, przebaczyć, przebaczymy ale nie zapomnimy tego co było. Bo jest to potwornie trudno a przebaczyć nie oznacza zapomnieć. I ciągle boli...
A czasem nas nie rozumieją... Kolejny paradoks przyjaciel Cię zrozumie a własny rodzony brat czy rodzic nie... Takie życie, tak już jest i taki jest ten dziwny świat, który nie jest idealny i nigdy nie będzie. Żeby był to musimy się my zmienić. Zacząć od siebie...

wtorek, 29 stycznia 2013

...

I się zaczęły. Czas relaksu i lenistwa...
Niby coś wspaniałego, tak się na to człowiek nastawiał a tu dopiero czwarty dzień a mi się chce po prostu płakać nie wiadomo dlaczego...
Powód ten sam co zawsze? Może za dużo wolnego?
Czuję, że zaprzepaściłam coś,czego chciałam...
Że zraniłam kogoś naprawdę mi bliskiego...
Mam totalną rozsypkę we wnętrzu i nie mogę się pozbierać...
Nie wiem...
Jakoś będzie...
Muszę dać radę ułoży się...
Trzeba wstać i się otrzepać, z pomocą cichych aniołów, które i tak nie wiedzą, że właśnie pomagają mi wstać :) Za to was po prostu kocham i dziękuje.

"Przyjaciele są jak ciche anioły
podnoszą gdy twoje skrzydła opadają."

poniedziałek, 21 stycznia 2013

It's my life :)

Przepraszam wszystkich za to, że mało pisze ale takie życie aktywnego licealisty. Brak czasu na nie które rzeczy, ale za to ile się dzieje :) Ostatnie dni siedziałam nad składaniem i poprawianiem filmu na zakończenie kursu filmoteki oraz na festiwal. Jak wyszło się okaże :) Film można zobaczyć tu: http://www.youtube.com/watch?v=DpqhBGCQLqg&feature=youtu.be
Jak na razie mam dość składania filmów. Pierwsza wersja tego filmu powstała o około 1.30 w nocy a później to już same poprawki. Koleżankom z grupy przypadł do gustu z czego się cieszę :) Jedna już rzuciła propozycje  kolejnego konkursu. Czy weźmiemy udział okaże się. Po drodze przypadkowo składałam film kuzynce na olimpiadę.
Jeszcze ogarnianiem bloga na projekt...
A teraz muszę się zabrać za pisanie prac na konkurs historyczny... Oj, żeby mi się tak chciało jak się nie chce to byłoby cudownie. Podejrzewam, że do wszystkiego bym się bardziej motywowała gdyby nie te ferie już za 4 dni :) Och jak ten czas szybko leci :)
Jakie plany na ferie?

Pierwsze 4 dni na 100% w domu , bo 3 dni zajęte różnymi zbiórkami, potkaniami, warsztatami itp. z harcerstwa a we wtorek porządnie się wyśpię :D Później może dogada się z przyjaciółką i do niej wyskoczę na 2 dni. Pewnie wszystko się okaże na dniach. Nawet jeśli nigdzie nie wyjadę nie będzie to czas stracony, bo ja się czymś zajmę znając mnie :)

A dzisiaj nie wiem czy wiecie jest Dzień Babci Agnieszki a jutro Dzień Dziadka Wincentego :D Więc wszystkim kochanym babcią, dziadkom, Agnieszką i Wincentym składam serdeczne życzenia :)

A na koniec pragnę podziękować kilku osobom:

mojej najukochańszej babci- za to, że jest i mnie wspiera i zawsze mogę na nią liczyć

kochanemu dziadkowi - za to że jest

nie żyjącej kochanej babci i najukochańszemu dziadkowi - za to, że byliście i że mnie wspieracie

Moni - za ogarnięcie moich wakacji i za wszystkie rady i że jest przy mnie od ponad 16 lat

Adze - za wsparcie przez cały kurs

Agacie - za szczerą opinię

Kasi - za pomoc, opinie i za to, że jest

Walczykowi - za motywacje

Paulinie - za szukanie książki i wgl :)




"-Przyjacielu... czy Ty...?
-Tak najdroższy, kocham Cię!
A czy Ty...?
-Tak, zawsze będę przy Tobie!
A czy ja...?
-Tak, Ty zawsze możesz na mnie liczyć!
A czy będziesz...?
-Tak, będę z Tobą płakać!
A...?
-Tak, tak, śmiać się z Tobą też będę!
A czy kiedy...?
-Tak, kiedy będziesz potrzebował pomocy- pomogę Ci!
A czy wiesz, że...?
-Oczywiście, że wiem, że mogę na Tobie polegać!
I, że ja...?
-I, że Ty zawsze mi pomożesz!
Wiesz napewno też, że gotowy jestem...?
- Tak, wiem, że gotowy jesteś zginąć za mnie!
Ja też dla Ciebie zrobię wszystko!
Przyjacielu...wiesz...
-Wiem, wiem, ja również dziękuję Ci za to, że jesteś! Najdroższy... jeszcze tylko jedno pytanie...
Czy Ty...?
-Nie, nie czytam w Twoich myślach...
To skąd...?
-Ja to po prostu czuję! Czy nie wiesz, że przyjaciele rozumieją się... Tak, tak... bez słów..."

niedziela, 13 stycznia 2013

czas naładować akumulator...

Oborniki zasypało i ciągle sypie :D

Kiedyś moja siostra powiedziała mi, że osoba mocno działająca wyczerpie kiedyś swój akumulator i stanie się wrakiem. Coś w tym jest, bo w końcu człowiek potrzebuje stabilizacji i spokoju a jeśli ciągle się udziela to nie ma tak łatwo. Ciągle coś się dzieje i jeśli nie jest bardzo mocno odporny psychicznie to nie da rady presji czasu i ludzi go otaczających, bądź jeśli jest znaną osobą presji mediów, które niszczą człowieka. Ale są ludzie którzy na pełnych obrotach działają przez całe życia i mają z tego niesamowitą radość. I to jest zadziwiające i piękne! Swoim postępowaniem ciągną innych za sobą i inspirują. Fakt, faktem łatwo w życiu nie mają, bo wszystko co ma dać dobry owoc musi ponosić jakieś trudy. Przecież ogrodnik, aby sprawić, żeby jego drzewo rosło piękne i przynosiło owoc musi ciągle o nie dbać i nawozić. Wszystko co robimy wymaga poświęcenia i trudności w życiu. Taki chyba jest sens naszego podążania. Tylko najgorsze jest kiedy poddajemy się presji otoczenia i podupadamy psychicznie.

Droga do Trzebnicy chyba za Droszowem
I na taką pułapkę nadziałam się ostatnimi dniami. Po prostu potknęłam się o kłodę i jeszcze się nie otrzepałam z tego upadku. Ale dzisiaj dostałam znak jak to skończyć. Jutro powinno być lepiej, jak nie będzie to się poddaje i nie wiem co będzie...

Za Droszowem ;)
Dobra koniec z tymi smutkami, trzeba się otrzepać i biec dalej, bo sporo do zrobienia i do podjęcia właściwych decyzji. Ostatnim czasem mam problem z wybraniem pomiędzy dwoma rzeczami, które dzieją się w tym samym czasie. Już było idealnie aż byłam w szoku, że tak może się wszystko udać i jak zwykle musiało się coś z czymś pokryć. I bądź tu mądry i teraz wybierz...
Chodzi o to, że na wakacje miałam jechać na początku lipca do Husiatyna (Ukraina) później na obóz harcerski i po 5 sierpnia zobaczyłoby się co i jak czy z rodzicami gdzieś jadę czy do Lublina czy gdzie. Najpierw okazało się że Husiatyn jest 1.07-14.07 a 13.07 mam ślub kuzynki na który chciałam jechać. Ale jak na razie stwierdziłam, że nie muszę i może przyjadę na poprawiny. Tylko teraz się pojawił problem w postaci tego, iż mojej mamie nie podoba się ten pomysł. Przed wczoraj dowiedziałam się że obóz też się przesunie z racji zlotu skautów niemieckich na który została zaproszona reprezentacja naszego hufca w ramach współpracy.

I tym sposobem wychodziłoby, że obóz byłby około 5 lipca do 22 a od 24 do któregoś sierpnia byłby zlot. I kompletnie nie wiem co wybrać, nie znoszę takich wyborów i tu bym chciała umieć się sklonować i być w dwóch miejscach na raz. Być może się okaże, że decyzje ktoś za mnie w dużym stopniu podejmie. Ale jak to powiedział mój autorytet "Tylko osoby angażujące się w różne rzeczy tak mają.". Więc jakoś to będzie w końcu muszę się nauczyć podejmować trudne decyzje z których składa się całe nasze życie.

A rzecz znajdująca się pod tym linkiem poprawiła mi dzisiaj humor :)  ttp://wdhelea.ugu.pl/index.phpoption=com_content&view=article&id=234&Itemid=167

Przy okazji chcę podziękować wszystkim moim przyjaciołom, którzy zawsze przy mnie są i mnie wspierają, dziękuje, że jesteście :* <3