niedziela, 7 maja 2017

MYCZKOWCE 2017 – moja misja, misja możliwa


„Dopóki żyje na świecie choćby jeden tylko człowiek,
który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa, Zbawiciela świata,
nie wolno Ci spocząć!”

Z racji, że mieszkam w miejscowości gdzie są dwie parafie salwatoriańskie to o Wolontariacie Misyjnym Salvator słyszałam już od kilku lat. Zawsze był mi to bliski temat i bardzo mnie interesowały wszystkie opowieści z dalekich zakątków świata jak i tych bliskich. Bo cóż piękniejszego można dać drugiej osobie jak nie swój czas i pomocną dłoń? Nawet kilka razy przeszło mi przez myśl, aby dołączyć do WMSu i spróbować swoich sił dając jeszcze więcej siebie innym. Ale jakoś nie było czasu, okazji i końcowej determinacji. Do czasu… Kiedy Szef dał sygnał, że w końcu trzeba zrobić coś w tym kierunku. I tak w wielkim skrócie zapisałam się na spotkanie Ogólnopolskie WMSu w Myczkowcach.
Początkowo bardzo cieszyłam się na wyjazd. Na ponowne spotkanie części znajomych, których poznałam wcześniej. Jednak na kilka dni przed wyjazdem przyszło takie zrezygnowanie i lenistwo. Bo po co jechać na drugi koniec Polski na całą majówkę zamiast odpocząć w domu i nadrobić kilka rzeczy na uczelnie. No ale zgłoszenie wypełnione więc trzeba jechać, bo wiadomo, że będzie to świetny wyjazd tylko trzeba się ruszyć z domu.
Pierwsze moje małe problemy odnośnie wyjazdu zaczęły się jak spróbowałam znaleźć sobie w miarę racjonalny transport. A że późno się zabrałam za ten temat to wyszło, że został mi jedynie blablacar. Wyjeżdżając w sobotę o 4 nad ranem z domu wiedziałam, że dojadę nim do Krosna a tam będę szukać jakiegoś busa i martwić się co dalej. Na całe szczęście Góra mocno czuwa i jak w Krośnie marzłam na PKSie szukając autobusu znalazłam za 10 min kolejny blablacar do Sanoka a następnie z Sanoka do Myczkowiec z dziewczynami, które jechały właśnie na spotkanie WMSu. Niezły fart, co nie? :D Też tak uważam. :D I tak po prawie 12h drogi dotarłam na miejsce gdzie rozpoczęła się moja wielka przygoda.
Przed wyjazdem miałam obawy odnośnie tego czy dam radę zintegrować się ze wspólnotą, która zna się już dłuższy czas. Czy to nie był błąd, że zaczęłam od ogólnopolskiego a nie regionalnego. Trochę takich negatywnych myśli kłębiło się w głowie, ale trudno. Wiedziałam, że na miejscu spotkam Zuzie, Dominikę czy Martę i jakoś to się ułoży! Jakoś to będzie! :) Jak przyjechałam to w ośrodku prawie nikogo nie było. Część ekipy która przyjechała wcześniej była w górach, część nad Soliną a reszta jeszcze w trasie. Ale nim się oglądnęliśmy przyjechały już kolejne osoby i czas zaczął biec dużo szybciej ale i weselej. :) Pierwszy wieczór był poświęcony kwestią organizacyjnym najbliższych dni ale i też pierwsza integracja przy grach planszowych czy ciastkach. :D
Kolejne dni były bardzo intensywne i mocno zaplanowane. Każdy miał stałe elementy jak adoracja, msza święta czy medytacja słowa bożego. Jednak każdy był niepowtarzalny i inny od wcześniejszego. W niedziele był pierwszy dzień warsztatów, które dostarczyły nam sporo wiedzy i umiejętności przydatnych w naszej posłudze. Pierwszy warsztat, na którym byłam był poświęcony komunikacji. Zastanawiało mnie co na nim mogę dowiedzieć się nowego czego już nie wiem z racji tego, że już przeszłam sporo kursów a także na uczelni w ramach mojej specjalizacji przerabiamy zagadnienia dotycząca komunikacji interpersonalnej. Jednak dziewczyny pozytywnie nas zaskoczyły i była całkiem spora dawka nowych oraz ciekawych informacji. Kolejne warsztaty były z pierwszej pomocy. Ktoś kto już nie raz był na takich warsztatach pewnie może pomyśleć co nowego można się dowiedzieć. Może nowego nic ale przypomnieć sobie wszystkie ważne elementy, które z biegiem czasu się zapomina. Zaczynając od podstaw przy wyciąganiu kleszcza czy opatrzeniu ran kończąc na robieniu RKO u niemowlaka. Tym bardziej jeśli nie używamy tego na co dzień warto sobie odświeżyć tą wiedzę szczególnie przez symulacje, których oczywiście nie zabrakło. :) Bowiem w drugiej części warsztatów była „sprawdzana” nasza wiedza z wcześniejszej części w postaci scenek gdzie nagle ktoś nam się zadławił czy został ukąszony przez pająka.
Trzeci blok warsztatowy nosił tytuł „Pedagogika zabawy”. Podczas niego uczyliśmy się tańców izraelskich, które czasem nie były takie proste na jakie wyglądały i mieliśmy z nimi mały problem. Ale jakoś poszło! :) A także mieliśmy zabawy z chustą Klanza, robienie zwierzątek z balonów, malowanie plakatów ewangelizacyjnych ekologicznymi farbkami czy zasady dobrych zajęć podczas misji. Dzięki temu wiemy co możemy wykorzystać podczas robienia zajęć dla dzieci na misjach ale też doskonale wiem, że prowadzący też się bawi! :D Bo ile to radości można mieć z zabawy z Klanzą czy tańców! :)
Podczas naszego pobytu mieliśmy też konferencje o różnej tematyce. Pierwsza z nich dotyczyła pracy na misjach a dokładnie pracy w Meksyku wygłoszona przez x. Jakuba, który tam pracował przez kilka dobrych lat i dzielił się z nami swoim świadectwem. Inna konferencja dotyczyła założyciela salwatorian – ojca Franciszka Maria Jordan i jego duchowości. Kim był, jakei są filary zgromadzenia, które założył i jego główna myśl czyli ewangelizacja każdego człowieka. Tak naprawdę dopiero na tym wyjeździe poznałam bliżej Jordana. Po mimo że od prawie 21 lat znam salwatorian! I wiem, że muszę jeszcze o nim poczytać, bo bardzo mnie zainteresował. Doszła wtedy do mnie refleksja, że to smutne jak mało wiem o założycielu zgromadzeniu, które posługuje na naszych parafiach. Ale też jak mało wiemy o życiorysach jakichkolwiek świętych. Co takiego stało się w ich życiu i co z ich życiorysu jest tak bardzo podobne do naszego.
Nie zabrakło również czasu na lepsze poznanie innych wolontariuszy czy to wyjście w okoliczne pagórki czy wieczorne ognisko i śpiew przy gitarze. Ten majówkowy weekend był dla mnie jednym z najlepszych wyjazdów. Wyjazdów, który wiele mi dał zarówno nowej wiedzy, umiejętności ale radości ze spotkania. Możliwości rozwijania swoich talentów w grupie muzycznej czy w innych aspektach. Były to niezapomniane chwile, które wiem, że zapoczątkowały kolejny świetny rozdział do zapisania w moim życiu. Jechałam z obawami a wracam z zapałem do pracy. Z poczuciem przynależności do wspaniałej wspólnoty. A! I wracam posłana na misje! :D Choć to był mój pierwszy wyjazd i na pierwszych warsztatach powiedziałam, że na misje nigdzie nie jadę, bo jestem nowa… To Szef zaplanował inaczej i mi się to podoba! :D Nie będzie łatwo, wiem o tym ale biorę na barki to co Góra zaplanowała i czas działać. Bo cóż innego robić? :) O tym za jakiś czas pewnie napisze. ;)
Kończąc jeśli kiedykolwiek myślałeś o zaangażowaniu się w jakikolwiek wolontariat polecam! :D Ale ostrzegam! Jest to zaraźliwe i niebezpieczne! Ale satysfakcja bardzo duża i polecam. :)

Z Bogiem!
Wrzesia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz