„Dopóki żyje na świecie choćby jeden tylko człowiek,
który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa, Zbawiciela świata,
nie wolno Ci spocząć!”
Z racji, że mieszkam w miejscowości gdzie są dwie parafie
salwatoriańskie to o Wolontariacie Misyjnym Salvator słyszałam już
od kilku lat. Zawsze był mi to bliski temat i bardzo mnie
interesowały wszystkie opowieści z dalekich zakątków świata jak
i tych bliskich. Bo cóż piękniejszego można dać drugiej osobie
jak nie swój czas i pomocną dłoń? Nawet kilka razy przeszło mi
przez myśl, aby dołączyć do WMSu i spróbować swoich sił dając
jeszcze więcej siebie innym. Ale jakoś nie było czasu, okazji i
końcowej determinacji. Do czasu… Kiedy Szef dał sygnał, że w
końcu trzeba zrobić coś w tym kierunku. I tak w wielkim skrócie
zapisałam się na spotkanie Ogólnopolskie WMSu w Myczkowcach.
Początkowo bardzo cieszyłam się na wyjazd. Na ponowne spotkanie
części znajomych, których poznałam wcześniej. Jednak na kilka
dni przed wyjazdem przyszło takie zrezygnowanie i lenistwo. Bo po co
jechać na drugi koniec Polski na całą majówkę zamiast odpocząć
w domu i nadrobić kilka rzeczy na uczelnie. No ale zgłoszenie
wypełnione więc trzeba jechać, bo wiadomo, że będzie to świetny
wyjazd tylko trzeba się ruszyć z domu.
Pierwsze moje małe problemy odnośnie wyjazdu zaczęły się jak
spróbowałam znaleźć sobie w miarę racjonalny transport. A że
późno się zabrałam za ten temat to wyszło, że został mi
jedynie blablacar. Wyjeżdżając w sobotę o 4 nad ranem z domu
wiedziałam, że dojadę nim do Krosna a tam będę szukać jakiegoś
busa i martwić się co dalej. Na całe szczęście Góra mocno czuwa
i jak w Krośnie marzłam na PKSie szukając autobusu znalazłam za
10 min kolejny blablacar do Sanoka a następnie z Sanoka do
Myczkowiec z dziewczynami, które jechały właśnie na spotkanie
WMSu. Niezły fart, co nie? :D Też tak uważam. :D I tak po prawie
12h drogi dotarłam na miejsce gdzie rozpoczęła się moja wielka
przygoda.
Przed wyjazdem miałam obawy odnośnie tego czy dam radę
zintegrować się ze wspólnotą, która zna się już dłuższy
czas. Czy to nie był błąd, że zaczęłam od ogólnopolskiego a
nie regionalnego. Trochę takich negatywnych myśli kłębiło się w
głowie, ale trudno. Wiedziałam, że na miejscu spotkam Zuzie,
Dominikę czy Martę i jakoś to się ułoży! Jakoś to będzie! :)
Jak przyjechałam to w ośrodku prawie nikogo nie było. Część
ekipy która przyjechała wcześniej była w górach, część nad
Soliną a reszta jeszcze w trasie. Ale nim się oglądnęliśmy
przyjechały już kolejne osoby i czas zaczął biec dużo szybciej
ale i weselej. :) Pierwszy wieczór był poświęcony kwestią
organizacyjnym najbliższych dni ale i też pierwsza integracja przy
grach planszowych czy ciastkach. :D
Kolejne dni były bardzo intensywne i mocno zaplanowane. Każdy miał
stałe elementy jak adoracja, msza święta czy medytacja słowa
bożego. Jednak każdy był niepowtarzalny i inny od wcześniejszego.
W niedziele był pierwszy dzień warsztatów, które dostarczyły nam
sporo wiedzy i umiejętności przydatnych w naszej posłudze.
Pierwszy warsztat, na którym byłam był poświęcony komunikacji.
Zastanawiało mnie co na nim mogę dowiedzieć się nowego czego już
nie wiem z racji tego, że już przeszłam sporo kursów a także na
uczelni w ramach mojej specjalizacji przerabiamy zagadnienia
dotycząca komunikacji interpersonalnej. Jednak dziewczyny pozytywnie
nas zaskoczyły i była całkiem spora dawka nowych oraz ciekawych
informacji. Kolejne warsztaty były z pierwszej pomocy. Ktoś kto już
nie raz był na takich warsztatach pewnie może pomyśleć co nowego
można się dowiedzieć. Może nowego nic ale przypomnieć sobie
wszystkie ważne elementy, które z biegiem czasu się zapomina.
Zaczynając od podstaw przy wyciąganiu kleszcza czy opatrzeniu ran
kończąc na robieniu RKO u niemowlaka. Tym bardziej jeśli nie
używamy tego na co dzień warto sobie odświeżyć tą wiedzę
szczególnie przez symulacje, których oczywiście nie zabrakło. :)
Bowiem w drugiej części warsztatów była „sprawdzana” nasza
wiedza z wcześniejszej części w postaci scenek gdzie nagle ktoś
nam się zadławił czy został ukąszony przez pająka.
Trzeci blok warsztatowy nosił tytuł „Pedagogika zabawy”.
Podczas niego uczyliśmy się tańców izraelskich, które czasem nie
były takie proste na jakie wyglądały i mieliśmy z nimi mały
problem. Ale jakoś poszło! :) A także mieliśmy zabawy z chustą
Klanza, robienie zwierzątek z balonów, malowanie plakatów
ewangelizacyjnych ekologicznymi farbkami czy zasady dobrych zajęć
podczas misji. Dzięki temu wiemy co możemy wykorzystać podczas
robienia zajęć dla dzieci na misjach ale też doskonale wiem, że
prowadzący też się bawi! :D Bo ile to radości można mieć z
zabawy z Klanzą czy tańców! :)
Podczas naszego pobytu mieliśmy też konferencje o różnej
tematyce. Pierwsza z nich dotyczyła pracy na misjach a dokładnie
pracy w Meksyku wygłoszona przez x. Jakuba, który tam pracował
przez kilka dobrych lat i dzielił się z nami swoim świadectwem.
Inna konferencja dotyczyła założyciela salwatorian – ojca
Franciszka Maria Jordan i jego duchowości. Kim był, jakei są
filary zgromadzenia, które założył i jego główna myśl czyli
ewangelizacja każdego człowieka. Tak naprawdę dopiero na tym
wyjeździe poznałam bliżej Jordana. Po mimo że od prawie 21 lat
znam salwatorian! I wiem, że muszę jeszcze o nim poczytać, bo
bardzo mnie zainteresował. Doszła wtedy do mnie refleksja, że to
smutne jak mało wiem o założycielu zgromadzeniu, które posługuje
na naszych parafiach. Ale też jak mało wiemy o życiorysach
jakichkolwiek świętych. Co takiego stało się w ich życiu i co z
ich życiorysu jest tak bardzo podobne do naszego.
Nie zabrakło również czasu na lepsze poznanie innych
wolontariuszy czy to wyjście w okoliczne pagórki czy wieczorne
ognisko i śpiew przy gitarze. Ten majówkowy weekend był dla mnie
jednym z najlepszych wyjazdów. Wyjazdów, który wiele mi dał
zarówno nowej wiedzy, umiejętności ale radości ze spotkania.
Możliwości rozwijania swoich talentów w grupie muzycznej czy w
innych aspektach. Były to niezapomniane chwile, które wiem, że
zapoczątkowały kolejny świetny rozdział do zapisania w moim
życiu. Jechałam z obawami a wracam z zapałem do pracy. Z poczuciem
przynależności do wspaniałej wspólnoty. A! I wracam posłana na
misje! :D Choć to był mój pierwszy wyjazd i na pierwszych
warsztatach powiedziałam, że na misje nigdzie nie jadę, bo jestem
nowa… To Szef zaplanował inaczej i mi się to podoba! :D Nie
będzie łatwo, wiem o tym ale biorę na barki to co Góra
zaplanowała i czas działać. Bo cóż innego robić? :) O tym za
jakiś czas pewnie napisze. ;)
Kończąc jeśli kiedykolwiek myślałeś o zaangażowaniu się w
jakikolwiek wolontariat polecam! :D Ale ostrzegam! Jest to zaraźliwe
i niebezpieczne! Ale satysfakcja bardzo duża i polecam. :)
Z Bogiem!
Wrzesia